sobota, 30 stycznia 2010

Uniwersalny Van Damme - taki do wszystkiego....


Droga Agato , Drogi Jasimierzu !!!


Moje małe , górnicze miasteczko spowiła mgła oraz zasypały niebotycznych rozmiarów opady śniegu . Strapiony tą sytuacją , a chcący się troszkę rozgrzać , wyciągnąłem z lodóweczki (chciał się rozgrzać i używał do tego schłodzonych napoi - idiota !!!) butelkę magicznego napoju o smaku tequili (kolor - krwista czerwień , złowieszczy napis na etykiecie - "Hellena") , usiadłem , wygodnie , przed ekranem mego małego kina (15 cali) i postanowiłem postawić na jeden z większych comebacków tego roku - "Universal Soldier - Regeneration" . Chyba nie muszę dodawać , że Jean Claude i Dolph wracają , razem w jednym filmie - jak dla mnie wystarczająca rekomendacja .


Wpierw uporządkujmy to wszystko chronologicznie . "Universal Soldier" - jeden z większych kinowych hitów roku 1992 (oraz "słonecznej" telewizji przez następne 100 lat ) . Van Damme jako Luc Deveraux toczy bój ze swoim "kumplem" z czasów wojny w Wietnamie - Andrew Scottem (Lundgren) . Reżyserem całego "widowiska" jest niejaki Roland Emmerich (podobno po tym jak nakrył Jean Claude'a pod prysznicem coś mu delikatnie mówiąc "odbiło" i zaczął kręcić katastroficzne szmiry za mnóstwo kasy....) . W roku 1998 ukazują się dwa tytuły przeznaczone na rynek "wymagającej" tv śniadanowej w Stanach i Kanadzie (zwracają uwagę szalenie groźne podtytuły w stylu "Niedokończone interesy") . Szczerze to nawet nie wiem jak mam to zakwalifikować . Skoro postać Luca gra czwartorzędny kaskader-akrobata - Matt Battaglia , a w epizodach pojawiają się Burt Reynolds (!!!) oraz jeden z "bad-assów" wszechczasów - Gary Busey to świadczy o jednym - obaj wspomniani , charakterystyczni aktorzy nie mieli chyba za co pić (zwłaszcza Mr. Burt - podobno do tej pory budzi się w nocy z krzykiem : "Nie , kolejny dubel !!!") . Rok 1999 przynosi nam prawdziwy , (prawie) wartościowy sequel . Wraca Jean jako Luc i tym razem musi poradzić sobie z Billem Goldbergiem i Michael Jai Whitem (podobno najsilniejszym Uniwersalnym w historii , ale teraz już wiem (spoiler!!!) , że 10 lat to szmat czasu i są silniejsi ) . Przełom 2009/2010 - Człowiek-orkiestra(po angielsku : Universal) wśród żołnierzy znów daje o sobie znać !!!! (niesłyszalny ryk zachwytu )


Akcja filmu przenosi nas w rejony , naszej ukochanej Europy Wschodniej . Terroryści porywają dwójkę dzieci , w wieku szkolno-młodzieżowym (że co ??? Tacy co już nie noszą plecaków , a zaczynają podpalać i słuchać grunge'u ...) , których tatą jest wysoko postawiona (bułgarska,białoruska,ukraińska) "szycha"(chyba prezydent;) . Do tego dochodzi bardzo nieprzyjemna sytuacja , prokurowana przez złych ludzi , mogąca prowadzić do detonacji ładunków znajdujących się na terenie elektrownii atomowej w Czarnobylu . Separatystom towarzyszy wredny , amerykański doktorek (nienawidzę tego typu zdrobnień) , który ma do dyspozycji Uniwersalnego umundurowanego ( w tej roli jakiś Pitbull - wszystkie fanki megalomana , kubańczyka przekazującego światu o jego pełnej świadomości sytuacji , że jest chciany , niech odetchną.... ten to pochodzący z Białorusi zawodnik UFC(walki w klatkach , nie klapkach ) . Z czasem zostanie , także , odmrożony klon pana Andrew Scotta (Lundgren!!!) . Z pomocą , oczywiście , śpieszy amerykańska armia , która zawsze jest tam , gdzie jest najmniej potrzebna i dostaje łupnia . Nie ma więc innego rozwiązania jak sięgnąć po Luca Deveraux (Van Damme) , który przechodzi proces wtórnej socjalizacji (chodzi do szkoły , jeździ na bmx-ie i pomimo 50 na karku dalej słucha grunge'u...) . Teraz już , Agato i Jasimierzu , zapewne czujecie co unosi się w powietrzu - zapach potu , krwi i (ze względu na tereny) wódki....


Żadną tajemnicą jest , że podupadające gwiazdy kina akcji lat 80 i 90 , właśnie Van Damme , jego oponent Lundgren , czy Seagal lub Snipes , kręcą swoje filmy na terenach dawnych bloków państw socjalistycznych . Pierwszą , jedyną i najważniejszą przyczyną owego stanu rzeczy są - pieniądze . Jako , że takowe tytuły odgórnie skazywane są na rynek kina DVD i przez to posiadają ograniczone budżety to znacznie tańsza okazuje się podróż na wschód i zmontowanie na miejscu ekipy . I głównym gwoździem do trumny tych produkcji (oprócz oczywiście obrazu ogólnej filmowej beznadzieji ) jest próba przekonania widza , że to Ameryka jest areną toczącej się akcji , a nie Bułgaria czy Białoruś . Co z tego , że w obsadzie co drugie nazwisko to Dimitrov , a na ekranie widzimy architekturę "żywcem wyjętą" z innej epoki . Jest to taka jawna obraza inteligencji oglądającego . W "US : Regeneration" , od razu , jesteśmy poinformowani , że wszystko rozgrywa się gdzieś w Europie Wschodniej . Umiejscowienie akcji na terenach starych fabryk oraz ruin bloków (imitujących tereny Czarnobyla) jest naprawdę dużym plusem . Widać , że twórcy chcieli stworzyć dzieło poważne (jeśli można tak wogóle pisać) i mroczne (Taki "Batman" Nolana wśród "Uniwersalnych Żołnierzy") , a do tego odhumanizowane , post-apokaliptyczne , zniszczone lokacje świetnie pasują . Przez kilka chwil poczułem nawet metaliczny posmak w ustach ( nie była to sprawka wspomnianego napoju wysokooktanowego) . Fabuła jest banalna , ale mowa o filmie akcji , więc stawia się na eksplozje , krew i ogólną masakrę(niektórzy pewnie po ostatnim poście postrzegają we mnie mordercę z nocnego pociągu z mięsem) . Jest wszystko - wybuchy , strzelaniny , większe wybuchy , rany szarpane , największe wybuchy , rany kłute - ogółem cała gama ran i wybuchów . Do tego należy dodać walki wręcz i oczekiwany bój Lundgrena z Van Dammem . Jak na (zapewne) mocno ograniczony budżet to nie narzekam , chłopaki dali z siebie dużo ;) Aktorsko Jean Claude (zyskał w moich oczach po świetnym "JCVD") i Dolph nie schodzą poniżej pewnego poziomu ( te kilka linijek tekstu w ich wykonaniu brzmią niesamowicie , zwłaszcza u Lundgrena) . Scena ich powtórnego spotkania jest naprawdę fajna (zabrzmiałem jak jeden z komentatorów "Canal dodać") , czuć chemię i jeszcze kilka innych przedmiotów ścisłych . Jak rzekł kiedyś jeden z mądrych : "Czas nie stoi w miejscu" i to widać po twarzach głównych bohaterów (Jean Claude w jednym z ujęć wygląda jak "sponiewierany" wschodnią specjalnością ) . Hołd jednak należy oddać , chociażby , za te setki ofiar pozostawionych na placu boju przez te wszystkie lata kariery .


Przed seansem byłem pewien obaw , jednak wszystkie prysły podczas jego trwania . Znów miałem 11 lat (wiek szkolno-dziecięcy) i oglądałem filmowych herosów z dzieciństwa . Siarczysty , chłodny , wschodni klimat i ciągła , nieustająca akcja robią wrażenie , a do tego dwa , duże nazwiska kina "kopanego" znów razem . Myślę , że każda osoba pracująca nad filmem naprawdę się postarała i fani dobrego wpier**lu (Agata proszę Cię więcej nie przeklinaj , a ty Jasimierzu dorzuć ,czasem, do przysłowiowego pieca;) nie będą zawiedzeni . Dla nich to tytuł z serii : "Must see...".

3 komentarze:

  1. a jest jakaś odmiana 'dziewczyńskiej' napierdalanki? Chociaż i tak muszę to obejrzeć ze względu na archetypiczność JCVDamme'a (więcej skrótów stosuj Agata, więcej).

    OdpowiedzUsuń
  2. JCVD jest mega! van Damme pokazał, że ma jaja. Agato Jean Claude van Damme łamie archetypicznośc kina z nim w roli głównej

    OdpowiedzUsuń
  3. no a ja właśnie o jego jajach. TZN. O archetypie jego jako mężczyzny bardziej niż kinowym

    OdpowiedzUsuń