czwartek, 28 stycznia 2010

Arrivederci Fellini

Drodzy chłopcy!
Jako, że zbliża się wam wyjazd i będziecie wypoczywać od CIĘŻKIEJ PRACY AKADEMICKIEJ, to ja luźno zarysuję wam Nine, który możecie sobie rekreacyjnie machnąć/wrzucić (jeśli chodzi o ten film nie potrafię dobrać innych słów) ze względu na piękne kobiety.
No i muszę zacząć od tego, że zawiódł mnie na całej linii. Spodziewałam się wielkiego łup!, Moulin Rouge do kwadratu, miksu z Chicago i wypełnienia najlepszą burleską świata. Miały być Włochy, temperament, doskonałe libretta i emocja wszelaka, a były tylko zażenowanie całością i zachwyt nad pięknymi kobietami. Trochę mało.
Oczywiście ten film może się podobać, ale raczej targetowi,który nie widział Felliniego (Osiem i pół na którym wzorowane było Nine) czy jakiegokolwiek dobrego kabaretu, burleski, musicalu. Jakby nie patrzeć jest to jednak kwestia indywidualna, więc pozostawiam
wszystkim WOLNY WYBÓR.

Nine to historia Włoskiego reżysera (Daniel Day-Lewis), chorego na kobiety i miłość, którego dopadł kryzys twórczy. Artysta natchnienia szuka u muz, niewiast, które spotykał na swojej drodze przez całe życie. Na samym początku poznajemy wszystkie: jego matkę (Sophia Loren), włoską prostytutkę z dzieciństwa (Fergie), dziennikarkę (Kate Hudson), wierną przyjaciółkę (Judi Dench), kochankę (Penélope Cruz), żonę (Marion Cotillard) i w końcu źródło głównego natchnienia aktorkę Claudię (Nicole Kidman).
Zestaw najpiękniejszych? Właściwie tak, ale pozostawia poważny... niesmak. Oni głównie o kobietach to ja też!
Sophia Loren straciła swoją urodę lata temu a teraz ma w sobie coś z mumii i sprawdzała się właściwie tylko w czarnobiałych scenach filmu. Fergie wyszła obronną ręką, wyglądała ładnie a i śpiewała jak na wokalistkę przystało, doskonale. Kate Hudson była zbyt 'amerykańska' i raczej źle ucharakteryzowana...Judi Dench jak zawsze dobra (rówieśnica Loren!) wyglądała korzystnie, tym samym broniąc honoru rocznika '34. Penelope to Penelope, ona zawsze wygląda spektakularnie, ale problem tkwił w roli, do której w ogóle nie pasowała. Marion Corillard jest moim numerem jeden od lat, śliczna i utalentowana wokalnie (La mome), ale też sprawiała wrażenie źle dobranej do roli. Nicole Kidman, z urodą dla konesera, też już umierała z miłości w innych filmach lepiej niż w Nine. I to chyba stanowi główny problem tego filmu-
muzy, które wcale muzami nie są i nie starają się. Nikt się nie postarał. Arcydzieło niestety przerosło R.Marshalla. Do tego doliczyć możemy marny wokal Day-Lewisa (który jest diabelsko przystojny ale po prostu NIE UMIE śpiewać) i Penelope też-nie-bardzo-rozśpiewaną. Nie każdy musi mieć dobry głos i umieć śpiewać? Niestety, nie w tym gatunku, to przeszkadza. Brakowało mi takiego "pierdolnięcia" (musiałam!), wykonania utworu, który zostaje z tobą przez kolejne miesiące (bo przecież cała ścieżka naprawdę jest dobra!). W pamięci mam tylko trailerowe "Be italian", które słyszałam miliard razy czekając na film. Wstrząsu i dreszczy potrzebowałam a znudzenie otrzymałam. Większość z tych pięknych kobiet występowało już w lepszych rolach, śpiewało lepsze partie i radziło sobie doskonale. Niestety w tym wypadku czegoś zabrakło.

Ogólnie strona wizualna fajna, dobre plenery, błyskotliwe żarty (!) i intrygujące rozpoczęcie filmu. Mimo wszystko piękne kobiety, D. Day-Lewis w klasykach motoryzacji-cudo, udane kostiumy i dekoracje, ale muzyka i choreografia niestety leżą. Nie podobał mi się też zabieg apartów (monologu postaci do publiczności), tego zastygania co chwilę i coraz niższy poziom filmu z każdą minutą. Stara maksyma aktorska "ucz się grać śpiewając" przypomniała jak bardzo trudna jest w realizacji.
Myślę, że dla odbiorcy Nine nie powinien być pierwszą obejrzaną w życiu formą musicalową. To na pewno nie jest wyznacznik gatunku i nie poleciłabym go laikowi na zasadzie: "WEŹ TO! OBEJRZYJ! PADNIESZ!".

Jeśli zaś chcecie zastanowić się nad problememi zwykłego mężczyzny i zwykłej kobiety ubranymi w kostium niezwykłej pary, albo poużalać się nad granicą między tym co chcemy komuś powiedzieć, a nie możemy, to Nine przez ponad półtorej godziny pozwoli wam na refleksję. Dziewczynom polecam wątek mężczyzny, którego kochasz i nienawidzisz jednocześnie, takiego, któremu oddasz wszystko a on weźmie, wyrzuci i nie doceni. A chłopcom wątek: wolę blondynkę czy brunetkę?!

Arrivederci Roma! Arrivederci Varsavia!

1 komentarz:

  1. ooo taka szkoda no. chciałam iść na to do kina, liczyłam na fajny szoł i świetną muzykę, a tu taka lipa:(

    OdpowiedzUsuń