środa, 7 kwietnia 2010

Przepraszam , czy tu biją ?


Zamaskowana Agato i Ty - wiecznie występujący w towarzystwie gejsz - Jasimierzu...



Całe lata temu , gdy Wezuwiusz w najlepsze zalewał Pompeje , a Etna nawet nie myślała , że w swym dorobku zapisze hit "Drań" , pewna telewizja w naszym pięknym kraju nabyła prawa do zaprezentowania obrazu (całej serii) o tytule "Amerykański Ninja"(przeciągły pisk!!!). W głównej roli , z tego co pamiętam w dwóch pierwszych częściach(podobno wrócił w czwartej , ale to info od koleżanki z wf-u) , odnalazł się Michael Dudikoff - niesamowicie przystojny i bardzo dobroduszny blondyn. Ja będąc , ówcześnie, we wczesnym stadium szkolnym byłem niezwykle podatny (jestem do dziś) na wyjątkowo wyraziste postacie , które poruszają moją wyobraźnię (nie pytajcie jak uboga jest...) i wszelakie głupawe tytuły z jeszcze głupszymi przymiotnikami. Oczywiście , nie muszę pisać , że filmy z Michaelem były przeze mnie oglądane i nagrywane na VHS-y(kocham !!!) , a następnie kilkukrotnie "katowane" na poczciwym domowym wideo (łezka się w gałce ocznej kręci...to już nie wróci). Całości tamtejszych prawdziwie męskich wieczorów dopełniały , po wyemitowaniu kina o zamaskowanych wojownikach, programy z logiem charakterystycznego , kultowego króliczka. I tak mały chłopiec (z moją twarzą) , mając do dyspozycji odtwarzacz kaset i pilota w pewien sposób dorastał , zaglądając za kurtynę tajemnicy świata należącego do dorosłych( większość nie wie o istnieniu takowej) . Jeszcze ktoś się dziwi , że ja tylko o ninja bądź kobietach , a najlepiej o kobietach-ninja? Teraz wyobraźcie sobie jak szczęśliwy byłem widząc okładkę omawianego "Ninja Assassin" ?



Raizo (w tej roli jakaś koreańska gwiazdka muzyki pop - Rain (w tłumaczeniu "Deszczu Strugi")) to specjalnie szkolona maszyna do zabijania - ninja . Od dziecka przygotowywany był , wraz z innymi sierotami , do pełnienia funkcji wspomnianego wojownika . Pech jednak chciał , że ów młodzian nie do końca odarty był z wszelakich uczuć i zakochał się (z odwzajemnieniem) w dziewczynce należącej do tego samego klanu . Ta jednak nie przestrzegała odgórnie narzuconych , okrutnych zasad i postanowiła nacieszyć się wolnością dostępną poza murami klasztoru. Zostaje jednak pojmana i skazana na publiczną egzekucję . Od tamtej pory Raizo przysięga sobie , że żaden żywy ninja po ziemi stąpać nie będzie... O tych wszystkich wydarzeniach dowiadujemy się z retrospekcyjnych "halunów" jakich doznaje nasz azjatycki heros . Główna akcja "Ninja Assassina"przenosi nas do współczesnego Berlina , gdzie agentka Mika Coretti (przesympatyczna Naomi Harris) wpada na trop legendarnych morderców wyłaniających się z cienia...


Fabuła jest , jak to na kino "kopane", mało skomplikowana . Aktorzy nie są totalnymi drewniakami i wyglądają tak jakby zdawali sobie sprawę z tego , że ich kreacje nie będą stawiane wśród panteonu Hollywoodzkiej filmowej fabryki. Reżyserem owego dzieła jest James McTeigue - nadworny twórca brata i siostry Wachowskich . Na swoim koncie ma już jedną małą "rozpierduszkę" w gwiazdorskiej obsadzie - "V jak Vendetta" . Czyli z całą pewnością stwierdzić można , że na kinie polegającym na urywaniu członków zna się naprawdę dobrze . "Ninja Assassin" nakręcony jest w szybki , nowoczesny i naprawdę sprawny sposób . Sceny walk robią niesamowite wrażenie - ninja rzucają shurikenami , tną katanami i łamią gołymi rękami (zwłaszcza to robi wrażenie...). Należy dodać , że obraz McTeigue obfituje w największą ilość wygenerowanej cyfrowo krwi , co ja piszę , całej rzeki krwi jaką moje skromne oczęta były w stanie widzieć od kilku lat... Jednak uspokajam purystów i tłumaczę - brutalność z bardzo daleka wieje sztucznością i jest w większości wypadków zaprezentowana w bardzo komiksowy sposób (oprócz uderzenia czaszką łysego gościa o pisuar , wtedy sam nie wytrzymałem...Drodzy Twórcy !!! Wszystko , tylko , błagam , nie walenie głową o pisuar!!!). I tak oglądając ten festiwal fruwających kończyn i rozczłonkowywanych ciał , patrząc na kolejne "popisy" Raizo dopadło mnie straszliwe znużenie , które nie opuściło mnie już do samego końca filmu . Wtedy zdałem sobie sprawę , że czasy , gdy oglądałem takie kino z wypiekami na twarzy , atakiem ślinotoku i czterdziestostopniową gorączką bezpowrotnie minęły....zestarzałem się i , jeszcze jedno , wolę podziwiać pozbawione nawet kropelki krwi pseudo komediowe spektakle głupawego Jackie'go Chana.



Podsumowując ten powyższy stek bzdur , po "Ninja Assassin" nie spodziewałem się niczego odkrywczego ani twórczego . Liczyłem na kawałek solidnego kina polegającego na szybkiej wymianie ciosów i takowe dostałem . Jednak daleki jestem od zachwytów i wszem i wobec oświadczam , że drugi raz już bym po "przygody" Raizo nie sięgnął . Agato , Tobie kategorycznie zabraniam oglądania owego obrazu gdyż może to zniszczyć obowiązujący u Ciebie światopogląd , a Ty - Jasimierzu i tak w połowie jesteś ninja , a mrok to twój sprzymierzeniec , więc odpuść . Osobiście wolę oglądać Seagala , przynajmniej jest wolniejszy i można wychwycić wszystkie ruchy farbowanego , anglosaskiego lisa... Sayoonara !!!!

1 komentarz:

  1. mam konfeszyn, oto ono: JARA MNIE WSZYSTKO CO JEST NINJA od żółwi po kolesi z mieczami. Dziękuję za uwagę.

    OdpowiedzUsuń