niedziela, 11 kwietnia 2010

Szaleństwo na wyspie


Droga Jeb-Agato, Mikołaju!

Oj już dawno do was nie pisałem kochani, ale jak wiecie zacząłem pracę w międzynarodowej organizacji zajmującej się ratowaniem ziemi, pozyskiwaniem funduszy na rzecz rozwoju strukturalnego i takie tam. Dość jednak prywaty. Jako, że mój pracodawca ma dostęp wszędzie do wszystkiego, dostałem na zachętę wejściówki na premierę Wyspy Tajemnic, nowego filmu Scorsese. Po drodze doszło do wielu przygód, po których moi współpracownicy, którzy ze mną byli nie podają mi ręki, a co gorsza wymieniają między sobą gorszące uśmiechy. Wróćmy jednak do sedna.

Wyspa Tajemnic jest ekranizacją książki, opowiadającej o czym? O tym co takie popularne u Amerykanów, czyli więzieniu na tytułowej wyspie, gdzie trzymani są najgroźniejsi szaleńcy. Pewnego dnia na wyspie znika jedna z 'pensjonariuszek'. Do odkrycia tytułowej, niczym sama wyspa tajemnicy, zostają dwaj funkcjonariusze. Tu w rolach Leo diCaprio i Mark Ruffalo. Jak to często bywa po dopłynięciu do celu policjanci spotykają się z Dr Johnem Cawley, który sprawuje pieczę nad tajemniczym miejscem odosobnienia. W rolę nadzorcy wcielił się Ben Kingsley. diCaprio niczym prawdziwy detektyw już od chwili przybicia do brzegu wie, że na wyspie dzieje się coś niesamowitego, zresztą jakby tak nie było film, nie miałby kompletnego sensu(była to jedna z myśli a' la Grześ Mielcarski, dla fanów dobrej książki, może być a' la Paulo Coelho)

Cały zgrabnie napisany scenariusz w diabli wzięli wpompowane we mnie wcześniej piwo przy melinie na Boboli, moja przezorność, przebiegłość i zmysł godny bohatera programu 997 objawił się wkrótce po rozpoczęciu seansu, co spowodowało, że po pewnych chwytach reżyserskich udało mi się rozgryźć całą fabułę w ciągu 15 minut, jako wspaniały kolega nie zdradzę wam po czym doszła ta prawda do mnie. Jednak muszę przyznać, że mimo tego Wyspa Tajemnic trzymała w napięciu do końca. Może dlatego, że Scorsese odrobił lekcję z Hitchcockowsko-Macieyowego suspensu.

Podsumowując film naprawdę dobry, ale nie na miarę arcydzieła, ani nawet na miare średnich możliwości Scorsese.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz