sobota, 10 kwietnia 2010

Siekiera , motyka , piła...


Poszukująca Ryana Reynoldsa - Agato , wypatrujący w tłumie zupełnie (nie)podobnych sobowtórów znanych osób - Jasimierzu !



Jestem pewien , że każde z was , swego czasu , trafiło na film grozy , opowiadający o żądnej przygód grupie nastolatków , która w bezpardonowy sposób atakowana jest przez szaleńca w masce (bądź bez maski , ale z trwałą deformacją....bądź bez deformacji , ale z dominującą cechą introwertyczną w charakterze...brrr!!!). Otóż jest to dość popularna , szczególnie w latach 80 , odmiana celuloidowego horroru zwana "Slasherem"(do niego zaliczamy wszystkie "Piątki 13" , "Halloweeny" i "Koszmary z Ulicy Wiązów" wraz z mniej lub bardziej udanymi kopiami i tragicznymi remake'ami). Tego typu kino pełne jest utartych schematów , błędów logicznych oraz obrazów "uderzających" w widza brutalnością (Powtarzam -Wszystko zniosę , tylko , proszę nie walenie czaszką łysego kolesia w pisuar !!!!). Oczywiście , nie muszę wspominać o tym , że na tego typu produkcjach potrafię się naprawdę świetnie bawić (wyobraźcie sobie jaka to jest super zabawa na planie takiego wariactwa !) , zrelaksować i z ciekawością wyczekiwać co takiego jeszcze zaserwują nam twórcy . Jak widać , prócz mej skromnej osoby , jest jeszcze kilku fanów przygód kultowych , kinowych morderców (niech ktoś mi powie , że Chucky czy Freddy nie są sympatyczni ?) , jak chociażby Scott Glosserman - reżyser "Behind the mask : The rise of Leslie Vernon".




Leslie Vernon (w tej roli świetny Nathan Baesel) to mężczyzna w średnim wieku( wtedy gdy na skroni pojawiają się pierwsze siwe włosy , a skarpety zakupywane są w kolorze "gray") , który ma jedno wielkie marzenie , chce dorównać "największym z branży" jak Jason (koleś w masce hokejowej , polujący na młodzież w pobliżu obozowiska Crystal Lake) bądź Michael Myers (zamaskowany "zwyrol" atakujący w dzień anglosaskiego święta zmarłych w miasteczku Haddonfield). Zaprasza więc do siebie(czytaj: mieścinki zwanej Glen Echo) początkującą dziennikarkę oraz jej nieudolną ekipę filmową w celu nakręcenia filmu dokumentalnego o przygotowaniach do planowanej rzezi i w ten sposób "narodzinach"nowej "gwiazdy" "slasherów".



Jeśli nie jesteście , jeszcze , w wystarczający sposób zniesmaczeni taką ilością czarnego humoru to zapraszam dalej....




Tak , Moi Drodzy , "dzieło" Pana Glossermana to komedia , która ze względu na tematykę (pamiętajmy , że w filmie mowa jest o wspomnianych , FIKCYJNYCH seryjnych zabójcach , którzy stali się , na swój "chory" sposób , ikonami popkultury.... dlatego też bez reakcji w stylu : "Jak ten idiota może mówić o rozrywce w wypadku gdy bohaterami są psychopatyczni mordercy !"(tytuł dyskusji w której gościem będzie Dorota Stalińska).... powtarzam : FIKCJA!) trafi , najpierw , w gusta fanów ekranowej masakry , a następnie do reszty publiki . "Behind the mask..."(sam tytuł nawiązuje , w ironiczny sposób, do głupawych dokumentów o kulisach sławy celebrytów.....swoją drogą to dopiero horror) dzieli się na dwie części : pierwsza to typowy "mockumentary" czyli FIKCYJNY dokument o życiu Leslie'go , druga to "slasher" z krwi i kości , gdzie widzimy jak Leslie wprowadza swój okrutny plan "w życie"(dziwnie brzmi gdy mowa o szlachtowaniu młodocianych...).




Część stylizowana na amatorski filmik traktująca o pieczołowitości przygotowań nowego Freddiego Krugera jest naprawdę oryginalna i co najważniejsze , zważywszy , że to komedia , zabawna . Widzimy jak Leslie ćwiczy , gdyż chcąc ganiać krzyczących nastolatków musi mieć odpowiednią kondycję , poznajemy jego historię (czy aby prawdziwą ?) oraz powód zemsty , przyjaciół(emerytowany psychol , który za małżonkę ma swoją byłą ofiarę...) , dowiadujemy się czym jest Ahab i Przeżytka (ja tego nie tłumaczyłem...) oraz czemu damskie bohaterki tego typu kina wybierają broń o kształcie fallicznym(teraz już kapujecie to poczucie humoru:D jednak ostrzegam , fani "American Pie" mogą sobie darować...). Oględnie mówiąc , wszelkie "chwyty" dewiantów ze "slasherów" poznajemy tak jakby "od kuchni", ukazane w dość dowcipny sposób . Z każdą minutą dokumentu widz zaczyna coraz bardziej sympatyzować z nieco fajtłapowatym , ale bardzo miłym (momentami ma problemy z wulgaryzmami...) Leslie'm , którego największym celem w życiu jest dokończenie zaplanowanego "dzieła".... do tego dochodzi do uczuciowego zbliżenia pomiędzy nim , a prowadzącą reportaż dziennikarką, podobnie jak pomiędzy prawdziwym mordercą , a jego ..... ciiiiiii nic więcej nie zdradzę . I dochodzimy do momentu , gdy twórcy obrazu postanowili się troszkę zabawić i ukazać , już w pełni profesjonalnie(mowa o aspektach czysto technicznych) , jak postępuje przemiana z tego pozytywnego Leslie'a w złowieszcze żądne nieletniej krwi(jest takowa?) alter ego.... na tym mógłbym poprzestać. Zrezygnowanie z formy "mockumentary" na rzecz "normalnego" filmu (pseudo) grozy zdecydowanie zabija cały klimat i , według mnie , psuje naprawdę fajny pomysł . Kolejne sceny ukatrupiania nie są ani ciekawe , ani krwiste (to jest skandal!!!) , a bohaterzy zaczynają irytować idiotyzmem (hej , hej przecież to parodia ? Nie , ale naprawdę irytują !) i z do czasu ciekawego i posiadającego inne "spojrzenie" na gatunek(komedii-horroru) tytułu dostajemy kolejną , niesamowicie nudną kopię przygód ...... (tutaj wstaw paskudne , filmowe monstrum). Drugiej części nie ratuje nawet to , że jest to w pewien sposób zamierzone nabijanie się z konwencji "slashera" i wszelkie (niby) straszliwe zdarzenia do których dochodzi na opuszczonej farmie są kręcone z (dużym) przymrużeniem oka . Zaczyna , jednak, człowieka denerwować, że w stosunku do części reportażowej , nie ma w tym wszystkim jakiegoś większego "jajka"(tak a propos niedawnych świąt....).




Chciałbym zaznaczyć , że w "Behind the mask..." , w epizodach ,pojawiają się : Robert Englund (jedyny, prawdziwy Freddie....remake'owi mówię stanowcze : NIE!!!), Kane Hodder (facet , który nadał kołysaniu biodrami Jasona jakiś odpowiedni , mroczny klimat....dobrze , że nie Ricky M. (dlaczego Ricky ???)), Zelda Rubinstein (mała , wysuszona kobietka z "Ducha"i jego dwóch następnych części....jako jedna z niewielu przeżyła słynną klątwę tego tytułu) oraz Scott Wilson (charakterystyczny facio...ale nie ważę się "umieszczać" jego twarzy w jakimś filmidle ).



Agatko , wiem , że ty jesteś odważniejsza w eksploracji kinowego szajsu w znacznie większym stopniu niż Jasimierz , więc może w przerwie od jakiegoś romansidła sięgniesz po historię wschodzącej gwiazdy horroru . Natomiast Ty - Jasimierzu , będąc kapitanem statku z banderą , na której dumnie widnieje adres "naszego" bloga , zapewne zapytasz mnie kiedy obejrzę coś wartościowego , mającego w sobie większe pokłady artyzmu.... na dziś odpowiedzi nie znam . Pozwól , że wpierw opuszczę pomieszczenie bez klamek , przywdzieję maskę wyżłobioną z mydła (chociaż według niektórych bez niej też mogę występować w cyrku dziwolągów...) i sięgnę po drewutnię znajdującą się w garażu....czymkolwiek ona jest i jakkolwiek wygląda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz