niedziela, 25 kwietnia 2010

I say hello, hello hello.

Janku, Mikołaju (i wszyscy inni LUDZICY, którzy jesteście zapewne naszymi znajomymi),

wiem, że wy w zupełnie inną stronę, ale właśnie to w naszej współpracy jest najpiękniejsze: KONTRAST UPODOBAŃ.
A niech mi tam. Wierzę, że wejdzie tu kiedyś ktoś, kto ceni formy muzycznofilmowe choć w połowie tak mocno jak ja. I powie: ona ma rację! Glee jest takie dobre!

Glee to muzyczny serial (z premierą w maju zeszłego roku), który ulepił głównie Ryan Murphy (Running with Scissors). Od pierwszego odcinka doskonale przyjęty przez odbiorców, obsypany nagrodami (m.in. za innowacyjne spojrzenie na dzisiejsze problemy) z każdym coverem zdobywa dziesiątki nowych fanów. Znam takich co zakochali się w pierwszej odsłonie i znam takich, którzy miłość do Glee wyhodowali. Wszyscy zaś zgadzają się co do jednego- takiego serialu wcześniej nie było. Nawet jeśli pojawiały się co jakiś czas typowe młodzieżowomuzyczne chłamy kipiące od smutnych utworów, to nigdy w formie jednego serialowego pasma. Nigdy też nie widziałam filmu muzycznego okraszonego czarnym humorem, sarkazmem -i zarazem obdarzonego tak dużą dozą dystansu co Glee (dystansu do form jakimi są musicale i filmy muzyczne). Pozwolę sobie zacytować przyjaciela: „To nie jest kolejne pitu pitu, ty, dobre to jest!

Historia jest z pozoru prosta- nauczyciel hiszpańskiego Will Schuester (Matthew Morrison) chce odbudować reputację szkolnego chóru (Glee Club) i wywalczyć dla outsiderskich dzieciaków lepsze pozycje społeczne. Przy okazji boryka się z problemami swojego dorosłego życia i z intrygami przebiegłej, wrednej trenerki SUE (Jane Lynch- ten serial warto oglądać choćby dla niej, ta postać jest jedną z lepszych bohaterek jakie kiedykolwiek widziałam. Żarty z kręconych włosów Shuestera- bezcenne. KĄCIK SUE też).
Banalne? A nie! Im dalej tym dziwniej...Główny „chłopięcy” bohater jest skrajnym tępakiem, wiodąca wokale Rachel jest neurotyczną, narcystyczną żydówką-córką dwóch gejów (której po prostu NIE DA SIĘ LUBIĆ), jest też geekowaty dzieciak na wózku i wtórująca mu, jąkająca się azjatka, obowiązkowy gej, rosła w ciało murzynka i kolejny zły-zły żyd. Jest też ciężarna i dwie niemądre cheerleaderki. Byłam w szoku, z racji tego, że nie ma ani wyraźnie zarysowanej sympatycznej postaci, ani do szpiku złej! Wszyscy mają wady i zalety, żadna postać nie jest do końca stereotypowa- realistyczny musical? Tak, to jest możliwe.

Strona muzyczna to jest dopiero coś! Nie ma chyba świętości, której nie naruszyli. Większość librett z najgłośniejszych musicali. Utwory całej palety gatunków i wykonawców w nowych aranżach! Od Madonny i Kanye po The Doors przez naprawdę umiejętne mashupy. Dodatkowo, co jakiś czas występują w odcinkach największe sławy Broadwayu. Twórcy piosenek oddają zaś swoje kompozycje w użytek Gleekowcom ZA DARMO (np. Madonna użyczyła wszystkich praw do piosenek, bo podobało jej się glee!) Serial zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie, gdy dowiedziałam się, że większość głównych bohaterów została zaangażowana „z ulicy”, lub castingu otwartego na całym świecie (ludzie umieszczali demówki na youtubie!). A grają, śpiewają i tańczą naprawdę dobrze.

Taka to tylko propozycja dla was, nadal nikogo nie zmuszam do oglądania musicali. Ale warto sięgnąć chociaż po jeden odcinek dla humoru i muzyki! Zanim nadejdzie dzień, w którym wstydem będzie nie znać Glee (ohohoho jaka pewna).
Tragicznie zmęczona pozdrawiam słonecznie i załączam PROMO drugiego sezonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz