czwartek, 8 kwietnia 2010

Mężczyźni, chmury i ptacy (!)

Kochani chłopcy z serca Polski,
naładowana jodem, domem i dobrą energią, zdecydowałam się na przedstawienie potrójnego kinowego propoziszyn. (Potrójnego?! Zwariowała?! Przecież nie napisze o dwóch filmach w jednym poście! -TRY ME).
Na początku jednak należy się małe wyjaśnienie- widziałam dwa z nich już wcześniej, nie wczoraj i nie dzisiaj i wcale nie chciałam pisać akurat O NICH, ale całkiem świeża rozmowa z kolegą udowodniła mi, że z wiatrem krąży popyt na kinową zachętę.
Dzisiaj więc przewodnik dla leniwych, którym nie chce się szukać w saturnie czy innym urnie. Poproszę bilet na…


1. An Education- i oczywiście polski tytuł, jakże banalny; podejrzewam jednak, że na tłumaczy wpływ miał Nick Hornby- scenarzysta Education- odpowiedzialny niegdyś za BYŁ SOBIE CHŁOPIEC. Pewnie stąd… BYŁA SOBIE DZIEWCZYNA
Oryginalnie rocznik 2009, dla nas niestety 2010. Jeszcze grają, jeszcze zdąży, ten co poczuje potrzebę.
Całkiem zgrabna historia młodziutkiej Jenny (Carey Mulligan). Utalentowana szesnastoletnia dziewczyna u stóp ma cały świat, w palcach muzykę, a w głowie Oksford i francuskie piosenki. Porządek zakłóca-oczywiście- Mężczyzna pisany wielkim M (ucieleśnienie chaosu, łyk dorosłości… i wszystko inne co złe). Jenny zachwycona dojrzałym Davidem (w tej roli nieatrakcyjny dla autorki posta Peter Sarsgaard) odstawia rówieśnicze namiastki facetów, priorytety, szkołę i traci całkowicie głowę dla BAŁAMUCĄCEGO. Tyle się wydarzy, tak niezdrowa jest ta fascynacja… Co z tego wyniknie, radzę się przekonać.
No i znowu… Są plusy i minusy jak zawsze. Mulligan przekonująca, piękna i naturalna jak mało kto (przyniosło jej to szereg nominacji) Sarsgaard to dobry nicpoń i bałamut, ale szacunek należy się również odtwórcy roli ojca (Alfred Molina) i ekranowym przyjaciołom Sarsgaarda (D. Cooper, Rosamund Pike- +100 ode mnie za komizm postaci). Anglia (wreszcie!) znienawidzona i taka, w której dla przeżycia nawet rodowici muszą parać się różnymi zajęciami. Muzyka bardzo mnie ucieszyła i uspokoiła. Niestety, zakończenie trochę naiwne, a historia parszywieje z każdą minutą, bo a to nierealna, a to nieprzemyślana. Niektóre wątki sprawiają wrażenie źle posklejanych i zbyt zduszonych- tak jakby do końca nie mogli się zdecydować, którą ścieżką film ma iść… Ale warto i tak- dojrzały facet/dojrzała kobieta, który/która bierze w swe ramiona żółtodzioba...niektórzy lubią.

2. Up in the Air- czyli polskie W chmurach. Obgadane oscarowo we wszystkie strony, obsypane nagrodami aż do nieba (zupełnie nie wiem czemu).
Również rocznik 2009 i tradycyjnie nasza premiera 2010. I tu rozpocznę moją szyderę. Film powstał z połączenia pomysłów: J. Reitmana (niestety, to wg mnie jego najsłabszy film) i S. Turnera, któremu zawdzięczamy Teksańską masakrę piłą mechaniczną: początek (NO BŁAGAM).
DYGRESJA: Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego Reitman popełnił największy błąd swojego życia i produkował Jennifer’s Body?
Twórcy, umieścili w tytułowych chmurach George’a Clooney’a (Ryan) i Verę Farmigę (Alex) dwójkę nieszczęśliwych ludzi żyjących na walizkach. I dlatego już na początku powiem, że nie podobał mi się ten film. Ładunek nieszczęścia, smutku i pustych egzystencji był zbyt mocny jak na moje serduszko. ALE słyszałam, że się podoba, więc nie pozostaje mi nic innego, jak z nim powalczyć.
George-Ryan podróżuje po kraju i redukuje etaty. W jednym miejscu spędza tylko parę dni w roku. Reszta to mechaniczna podróż, dziesiątki kart hotelowych i wielka samotność. Jego życie się zmienia, gdy pojawiają się w nim dwie kobiety- asystentka, którą musi nauczyć zwalniania ludzi i fascynująca go seksualnie Alex (fajna rola, dobrze zagrana, KOBIETA TO KOBIETA) Niewiasty wprowadzają pierwiastek wrażliwości do jego słownika i rozpuszczają twarde serce samotnika. Warto zobaczyć ze względu na precyzję ujęć, detalu i doskonałe oddanie pustego bytu. Ładna podróż przez całą Amerykę. Warto zobaczyć, żeby się przekonać ile można stracić. Właściwie jest to też dobry manual pakowania walizki. Dobrze to to się nie kończy oczywiście, więc sadyści- do kina! Może ktoś będzie ze mną polemizował.

3. I trójeczka panowie! Nie ma jej jeszcze w kinach i do nas przychodzi dopiero w październiku...Zdaję sobie sprawę z faktu, że zostanę wyśmiana (sama na początku wyśmiałam kolegę, który próbował mi pokazać), ale "doooon't caaare".
To Legend of the Guardians- Zacka Snydera (Watchman!). Opowieść o sowich (tak, to nie pomyłka) braciach, którzy wpadają w tarapaty i by poradzić sobie z wrogiem, muszą znaleźć WIELKIE DRZEWO- legendarny dom strażników!
TRAILER zobaczcie tylko jak im furkoczą piórka! Potężny zwiastun, na mnie podziałał!

Żegnam więc wszystkich ciepło jak zwykle i zapraszam wszystkich, którzy chcą ze mną iść NA SOWY. Macie czas do października. Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. wydaje mi się że film W chmurach ciekawie zachaczył o problem technologii IT i outsourcingu - wszystkich nas czeka bezrobocie- tani hinduscy robotnicy nas zastąpią :P Nie wiem jak Tobie ale mi się trochę dłużył momentami

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Agatko , jako facet z kamieniem moczowym zamiast serca , nie widziałem żadnego z wyżej wymienionych filmideł , aczkolwiek polowałem na Clooneya . Mogę się zgodzić , że Jennifer's Body to był shit do potęgi n-tej i nazywanie owego "dzieła" mianem horroru to marny dowcip . Nawet napompowana Megan F. nie uratowała "Zabójczego Ciała" przed zginięciem w otchłaniach odmętu hollywoodzkiej papki ...

    OdpowiedzUsuń
  3. dłużył, dłużył! I ten wątek rodzinny był taki naciągany i banalny. ECH.
    Dorotko pójdziesz ze mną na Sowy? XD

    E tam od razu filmideł, Dziewczyna była dobra!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma sprawy mogę iść :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierze, ja zostałem wyśmiany. "Gadające puchacze ?! Nieeee zobacz jak im piórka beznadziejnie trzepoczą " Agata widzisz wiem co mówię :p

    OdpowiedzUsuń